To może być on.
Pora się zgadza, teren też. Czy to możliwe? Już kilka razy wydawało mu się, że
jest, blisko ale zawsze trafiał albo na złodzieja albo na jakiegoś męta.
Zresztą teraz też nie ma pewności. Kiedyś nawet obezwładnił jakiegoś gościa,
ale okazało się, że to złodziej mający ochotę na torebkę jakiejś przechodzącej
kobiety. A ten.... Czaił się. Chował w miejscu, w którym trudno było go
dostrzec komuś, kto wieczorem śpieszy się do domu. Teraz obaj będą czekać. I
jeśli to morderca to on Marek Poch tym razem go dorwie. Ile czasu minęło? Sześć
lat? Nie! Siedem! Siedem długich lat. Więc teraz parę godzin nie stanowi
różnicy. Był strasznie ciekawy czy go zna? Czy morderca mieszka gdzieś w tej
dzielnicy? Może kiedyś rozmawiali? Mijali się gdzieś? Może jego zdjęcie Poch
miał w swoim archiwum? Może ma też jego teczkę? A może to jednak nie morderca?
Może jakiś pijak oparł się o mur i przysypia? Czy to możliwe żeby przez zupełny
przypadek... Cień, w który wpatrywał się się- drgnął. Poch także mocniej
przylgnął do ściany. Wiedział, że jest niewidoczny, ale gdyby w jakikolwiek
sposób się zdradził... Druga taka szansa się może nie powtórzyć. Szary kształt
zniknął zza węgłem. Marek puścił się biegiem próbując zachować jak najciszej.
Ostrożnie wychylił się i zobaczył mężczyznę pochylającego się nad kimś.
Kobieta- pomyślał Poch i poczuł falę gorąca, która zalała go gwałtownie. Teraz
spokojnie! W jego ręce tkwił już paralizator. Baterie sprawdzał, co dzień, więc
wszystko musi się udać! Musi go dostać! Musi! Za to wszystko, co... Poch
wychylił się zdecydowanie i wycelowawszy paralizator w plecy faceta nacisnął
przycisk. Suchy trzask i dwie metaliczne nitki mocno wbiły się w cel. Trafiony
człowiek jakoś nienaturalnie mimo pochylenia wyprężył się a po chwili upadł jak
podcięty. Poch trzymał przycisk dłużej niż powinien, ale patrząc na lekko
drgające ciało odczuwał wyraźną przyjemność. Z żalem oderwał palec od
przycisku, wyrwał z ciała elektrody, schował paralizator i pochylił się nad
kobietą. Powinna być nieprzytomna, ale żywa. Morderca zawsze najpierw je
ogłuszał a dopiero potem...
Faktycznie na jej
głowie wyczuł wyraźnego guza. Przyjrzał jej się dokładniej. Kliche. Tak się
nazywała. Pracowała w sklepie spożywczym. Znał ją, bo jej mąż miał u niego
teczkę. Jak większość. Delikatnie potrząsnął leżącą.
- Proszę pani! Proszę otworzyć oczy.
Proszę pani!
Kobieta wydała z
siebie dziwny dźwięk i powoli podniosła powieki. Odruchowo sięgnęła ręką do
głowy.
-
Co się stało? Moja głowa...
-
Została Pani uderzona w głowę.
Czuje się pani lepiej? Proszę spróbować się podnieść.
-
Kręci mi się w głowie. Co się
stało?
Ostatnie słowa
wypowiedziała już tonem, w którym wyraźnie czuć było już strach. Zauważyła
leżącego bez ruchu mężczyznę.
-
Co się stało? Kim pan jest? Kto
to?
-
Proszę się uspokoić! Szła pani z
pracy? Prawda? Została pani uderzona przez tego człowieka a ja... Panią
uratowałem. Dojdzie pani do domu? Poradzi pani sobie?
-
Czy to jest?.. On? Pan z policji?
-
Chyba tak. To chyba Pers. Proszę
teraz posłuchać uważnie: Pójdzie pani do domu i z domu zadzwoni pod ten numer z
tej kartki. Człowiekowi, który odbierze powie pani, że historyk ma Persa.
Zapamięta pani? Historyk ma Persa! I, że jeśli to on to dostaną sygnał ode mnie. Rozumie pani? Mają czekać na
mój sygnał.
-
Rozumiem. Powtórzę. Kim pan jest?
Zna go pan? On żyje?
-
Żyje. Jestem... historykiem.
Proszę już iść.
* * *
Mężczyzna otworzył oczy i spróbował
unieść rękę. Ta jednak nie reagowała. Z trudem podniósł głowę. Mimo
otaczającego go półmroku zobaczył, że leży przywiązany a raczej przypasany do
jakiegoś stołu. I to mocno. Nie mógł wykonać żadnego ruchu.
-
Halo! Jest tu ktoś? Halo?
Pomieszczenie
musiało być spore, bo pogłos był wyraźny. Gdzieś coś się poruszyło i prosto nad
jego głową zabłysły światła. Odruchowo przymknął na chwilę oczy, ale znowu
usłyszał jakieś szelesty i podniósł głowę raz jeszcze. Zbliżał się do niego
starszy mężczyzna. Schylił się na chwilę niknąc z oczu, ale powód zniknięcia
zaraz się wyjaśnił. Płaszczyzna, do której przymocowane były krępujące go pasy
zaczęła zmieniać położenie. Teraz mógł patrzeć przed siebie nie podnosząc
głowy.
-
Kim pan jest? Co tu się dzieję?
Czemu jestem związany?
Pytania jakby nie
docierały do mężczyzny, który pojawił się w polu widzenia z krzesłem. Ustawił
je na przeciw i siadł, wpatrując się w związanego.
-
Co pan sobie wyobraża? Czemu
jestem związany? Wie pan, czym to grozi? Pozbawienie kogoś wolności?
-
A życia? Co grozi za pozbawienie
życia?
-
Proszę mnie uwolnić! Zaszła tu
jakaś pomyłka!
-
Tak? Proszę posłuchać. Uważnie.
Myślę, że jesteś mordercą. Persem. Masz dwa wyjścia: jeśli za trzy minuty nie
udowodnisz mi, że mam rację zabije cię. Mówi się trudno za daleko to zaszło.
Jeśli jednak przekonasz mnie, że Pers to ty, obiecuję ci, że oddam cię policji.
Żywego! Czas start.
-
Pers? Proszę nie żartować! Ja
chciałem pomóc kobiecie, która leżała na ulicy! Nie zrobiłem nic złego. Pomylił
się pan! Jestem prawnikiem, adwokatem a nie jakimś Persem! Proszę zadzwonić,
sprawdzić...
Siedzący mężczyzna
powoli wstał i wyjął z kieszeni mały pistolet. Przeładował i powoli zbliżył się
do przywiązanego. Głos płynnie przeszedł w krzyk:
-
Proszę tego nie robić! Ratunku! Na
pomoc!
Wystrzał zabrzmiał
jak suchy głośny trzask. Prawnik raptownie zamilkł.
-
To, żebyś wiedział, że to nie blef
i że nikt cię tu nie usłyszy. Jesteś Persem?
-
To absurdalna pomyłka! Mogę to
udowodnić! Mam rodzinę...
-
Nie masz rodziny! Jesteś sam panie
Łac! I nic już nie udowodnisz!
-
Skąd pan mnie zna? Zaraz!
Proszę...
Lufa pistoletu
dotknęła czoła a palec powędrował na spust.
-
Zaraz! Nie jest pan z policji?
Zaraz! Obiecał pan, że...
-
Nie jestem z policji i obiecałem,
że jeśli się przyznasz oddam cię im żywego.
-
Jaką mam gwarancję?
-
Żadnej. A jaki masz wybór?
Ostatnia szansa...
-
Dobrze. Dobrze! Wierze panu. Ja
jestem Persem! Proszę nie strzelać!
-
Udowodnij mi to! Pierwsza ofiara?
Co było z nią nie tak? Czym się różniła?- lufa mocniej naparła na czoło.
-
Oko! Nie miałem wtedy plastra i
nie wyszło tak jak chciałem...Przestań! Proszę!
Pistolet zniknął w
kieszeni a jego posiadacz wrócił na krzesło.
-
To na pewno było pierwsze morderstwo?
-
Czemu pan to robi? Kim pan jest?
Jeśli nie jest pan z policji...
-
Zawsze mogę wyjąć pistolet jeszcze
raz. Chcesz?
-
Naprawdę nie jest pan z policji?
-
Nie. Jestem nauczycielem.
Historykiem.
-
Czemu pan to robi?
-
Dojdziemy do tego. Teraz odpowiedz
na moje pytanie: twoja pierwsza zbrodnia?
-
Obiecał pan! Odda mnie pan w ręce
policji? Tak?
-
Tak. Oddam. Wiec?
-
Pierwsze było wcześniej. W innym
mieście. I przez przypadek.
-
Nazywał się Gryl. Tak?
-
Tak. Skąd pan wie? I skąd mnie pan
zna? Nie mam przy sobie dokumentów.
-
Dużo wiem. I wszystkiego się
dowiesz. Ale na razie ty mi opowiesz o Grylu. O swoim pierwszym morderstwie. No
panie Łac. Prawda i tylko prawda!
Łac próbował
jeszcze negocjować, ale widok pistoletu pomógł mu odzyskać pamięć. Poch słuchał
spokojnie, od czasu do czasu przerywał zadając pytanie. Głos prawnika uspokoił
się i kilkunasto- minutowa rozmowa przypominała raczej pogawędkę starych
dobrych znajomych, mimo, że treść była raczej niezbyt przyjemna. Dopiero
pytanie „Czemu?” dłuższą chwilę zostawało bez odpowiedzi.
-
Czemu? – Poch powtórzył- Czemu to
robisz?
-
Nie wiem. To silniejsze ode mnie.
Już wydawało mi się, że się od tego uwolniłem, ale potem znowu...
-
Czemu?
-
Chyba... Dawałem życie jako
prawnik i chciałem sprawdzić czy druga strona jest... inna?
-
Czyli dla zabawy? Dla gierki?
Zabijałeś z ciekawości?
-
Nie to nie tak! Zabawa? Może z
policją, prasą...Nie wiem. Nie umiem powiedzieć. To było silniejsze. Chyba...
-
Dosyć. Zaraz się porzygam. Już nic
lepiej nie mów.
Cisza bardzo raniła
Łaca. Chwilę później nie wytrzymał:
-
A może teraz pan mi powie?
-
Co?
-
Kim pan jest? I czemu mnie pan
złapał?
-
Mówiłem. Jestem nauczycielem. Uczę
historii. Tylko, że od dawna jestem złym nauczycielem. Kiedyś było inaczej.
Kiedyś nie to cieszyło. Ale znalazłem sobie inne... hobby. Ciebie. Persa.
Wycinałem wszystko, co o tobie napisano, poznawałem ofiary, ich życie, rodziny,
okoliczności śmierci. Kupowałem wiadomości od dziennikarzy, policjantów i
świadków. Sprawdzałem wszystko. Nawet najbardziej wątpliwe i głupie ślady. I nic. Byłeś jak duch. Nawet
policja miała mnie dosyć. Pamiętasz swoją przerwę? Tylko ja wiedziałem, że
wrócisz. Że znowu zaczniesz zabijać. A skąd ta przerwa?
-
Miałem wypadek samochodowy a potem
chciałem przestać, ale...
-
Nie mogłeś. Wiem. Ja też nie
mogłem. Kiedy wszystko zawiodło zmieniłem taktykę. Jadłem obiad w szkole i
wyruszałem na patrol. Resztę dnia poświęcałem na chodzeniu ulicami, robieniu
zdjęć mieszkańcom, przechodniom. Każdemu, kto wydał mi się podejrzany. Potem
zakładałem im teczkę i poznawałem ich. Dokładnie. Gdzie pracują i mieszkają, z
kim śpią, kogo i z kim zdradzają, czym się interesują i jakie mają alibi. Mam
całe mieszkanie teczek. Twoją też. Łaziłem kiedyś za tobą, ale nic nie
znalazłem. Ale to też nie pomogło, więc jeszcze raz przeanalizowałem miejsca
morderstw, adresy ofiar i zacząłem patrolować ulice. Pięć lat! Już prawie
wątpiłem, że cię dostanę a tu taka nagroda! Pers!
-
Czyli to przypadek? Żadna
zorganizowana akcja? Brak podsłuchów? Przypadek?
-
Tak! Czy to nie śmieszne?
Przypadek. Tak jak twoje pierwsze morderstwo. A może nie ma przypadków?
-
Czemu tak się pan zawziął? Jestem
bogatym człowiekiem, myślę, że potrafię się zrewanżować, jeśli mnie pan puści.
Już pan nie będzie musiał pracować.
-
I tak nie będę pracował. Pytasz,
czemu tak się zawziąłem? Bo widzisz, w trakcie swojej zabawy zabiłeś kogoś,
kogo bardzo... kochałem. Osobę, która dawała mi... Dla której żyłem. I właśnie
wtedy przestałem żyć. Tylko nienawiść, myśl, że kiedyś cię dorwę dawała siłę na
każdy kolejny dzień. Nigdy nie myślałem, że to uczucie może tak człowieka
nieść. Dziwne? Ponoć nienawiść zabija a mnie dawała życie?
-
Przepraszam...
-
O! To dobre! Przepraszasz? No to
nie ma sprawy! Uwolnić cię? Ty skurwielu! Przepraszasz? Wiesz jak kurewsko
męczy życie bez celu? Bez sensu? Wiesz?
-
Przecież nic straconego! Ja
wszystko wynagrodzę! Mam tyle pieniędzy, że do końca życia będzie pan opływał w
dostatki. Na pewno znajdzie się jeszcze kobieta, którą pan pokocha! Ja
wszystkiego dopilnuję! Zadbam o wszystko!
-
Już zadbałeś! Jeszcze chwila i
powiesz, że życie jest piękne! No jak? Jest?
-
Może być! Wszystko, czego pan
zapragnie...
-
A tyle wspaniałych chwil odebrałeś
tylu ludziom... Zwrócisz to?
-
Ich rodzinom! Wszystko wynagrodzę!
Obiecuję!
-
Tylko, że ja ci coś nie wierzę. I
nie uwierzę.
-
Proszę uwierzyć! A... czy tamta obietnica
o oddaniu mnie policji to... prawda?
-
Nie musisz się obawiać! Nie zabiję
cię.
-
Jeśli mnie pan odda policji to...
no wie pan... jestem prawnikiem... mam kolegów prawników....
-
Kto będzie chciał cię bronić?
Zwariowałeś?
-
Wszyscy najlepsi! To wyzwanie! Zresztą
o kilku wiem parę ciekawych rzeczy wiec... nawet gdyby nie chcieli... a ja?
Udowodnimy, że byłem niepoczytalny w czasie... tamtych wydarzeń...
-
Zbrodni chyba!
-
Tak. Zbrodni. Posiedzę trochę w
szpitalu, potem ozdrowieję i po wszystkim. A jeśli mnie pan wypuści, ja
wszystko naprawię! Mam naprawdę dużo pieniędzy!
-
Pieniądze... zwróć mi to, co
zabrałeś. Potrafisz?
-
A z drugiej strony? Proszę
pomyśleć. Dałem panu wspaniałą miłość...
-
Ty mi dałeś?
-
Proszę posłuchać. Gdyby pan żył z
tą osobą, miłość by minęła. Jak wszystkim. Potem to już, szacunek,
przyzwyczajenie a w większości przypadków kończy się to rozwodem. Widziałem
mnóstwo takich par. Kiedyś gotowi walczyć z całym światem, potem walczą, ale ze
sobą o kanapę, telewizor! Dzięki mnie ma pan w sobie obraz najpiękniejszej
miłości, jaka mogła się zdarzyć! Gdyby Romeo i Julia żyli ze sobą, kto by znał
tę historię?
Poch słuchał tego
ze spokojem. Powoli wyciągnął telefon i nic nie robiąc sobie z zaklęć Łaca
wcisnął kilka przycisków. Glos po drugiej stronie odezwał się błyskawicznie:
-
Gdzie pan jest? Ma go pan? To
Pers? Żyje?
-
Witam inspektora! Proszę słuchać:
skrytka numer 176, poczta główna. Klucz w kopercie w kiosku. Poda pan swoje
nazwisko. I weźcie ze sobą karetkę.
-
Proszę nie robić głupstw, bo...
Dalszego ciągu już
nie słuchał – wyłączył się. Popatrzył na szarą twarz mordercy.
-
Co ci? Źle się czujesz?
-
Po co ta karetka? Przecież pan
obiecał...
-
Obiecałem, że cię oddam policji.
Żywego. Tyle. Ale sprawiedliwość, zemsta czy jak to nazwać musi być. Mamy
jakieś półgodziny. I obiecuję, że dobrze je wykorzystam.
-
Co pan chce zrobić? Za wszystko
pan odpowie! Ja się wszystkiego wyprę! Powiem, że mnie pan porwał...
-
Przyznałeś się do Gryla...
-
Zaprzeczę! Nie masz żadnych
świadków...
-
Widzisz za tobą stoi magnetofonik.
Taki cyfrowy. Świetnie nagrywa. Podałeś takie szczegóły...
-
Powiem, że kazałeś mi czytać, że
to od ciebie te szczegóły. Mnie nic nie udowodnią...
-
To już nie ważne! Nikogo nie
skrzywdzisz! Już nigdy!
-
Odpowiesz za to! Zobaczysz tak ich
omamie, że...
-
Uważaj! To też się nagrywa. A
teraz ci powiem, co cię czeka... Amerykańskie filmy nauczyły ludzi, że
największą karą dla złoczyńcy jest śmierć. Głupie prawda? Strzelasz w głowę i
co? To kara? Śmieszne, prawda? Żadnego bólu, chwil na pokutę...
-
Błagam! Co pan chce zrobić?
-
Tym pistoletem, a nie przez
przypadek to mały kaliber, przestrzelę ci kostki, kolana, biodra, łokcie,
barki...
-
Boże... zwariowałeś?
-
Nie. Ty zwariowałeś a ja cię
wyleczę. Myślę, że zanim dojdę do końca już nie będziesz przytomny, więc
obiecuję ci, że przeżyjesz. Wiem jak to zrobić, żebyś się nie wykrwawił.
Przygotowywałem się latami. A jak już odzyskasz przytomność w szpitalu to czeka
cię jeszcze jedna niespodzianka.
Łac wił się,
szarpał, wykrzykiwał jakieś przekleństwa a im bliżej Poch podchodził tym mniej
zrozumiałe. Ten spokojnie wyjął pistolet, spojrzał na zegarek i przystawił lufę
do lewego kolana przywiązanego.
-
Już czas na leczenie. I na
początek twojej pokuty. Będziesz miał dużo czasu na myślenie. Dużo wolnego
czasu. O tego się nie spodziewałem.
Ostatnie słowa
dotyczyły powiększającej się plamy na spodniach mordercy, który wydawał z
siebie zupełnie nie zrozumiałe dźwięki, ni to płaczu ni skowytu.
-
Pan Pers zlał się w spodnie ze
strachu... Kto by pomyślał? Skup się teraz! Czas rozmyślań nadszedł.
Strzał był bardziej
stłumiony niż ten wcześniejszy. I zagłuszył go nie ludzki ryk. Po drugim
strzale było już cicho.
* * *
Inspektor Makuch
wpadł do starej hali pierwszy. Zobaczył siedzącego na krześle Marka Pocha a na
dziwnym stole, chyba operacyjnym przypasanego człowieka. Makuch w pierwszym
odruchu wycelował w siedzącego, ale zmitygował się, opuścił broń i podbiegł do
związanego. Jego ręce i nogi owinięte były zakrwawionymi bandażami.
-
Lekarz! Dawać lekarza! Coś ty mu
zrobił? – hala wypełniła się policjantami i ekipą z karetki.- Coś mu zrobił? To
na pewno on? Żyje?
-
Żyje.-głos Pocha był spokojny,
jakby głuchy- żyje. Jest tylko ranny. Macie tu nagraną cała rozmowę, więc
będziecie mieć pewność, że to on.
-
Muszę cię aresztować! Coś ty
zrobił? Człowieku!
-
To już nie ważne. Już nic nie jest
ważne.
-
Ale po co? W każdym pierdlu daliby
mu taki wycisk...
-
Pierdlu? Nigdy by tam nie trafił!
Pomyśl! Nikogo już nie skrzywdzi.
-
Teraz może zeznać, że go...
-
Bądź spokojny. Nic nie zezna. –
Poch wstał i pozwolił się spokojnie skuć. Inspektor wskazał go policjantom.- Do
auta z nim i na komendę. Ale już! I żadnej prasy!
Odwrócił się w
stronę stołu gdzie lekarz z pielęgniarzem krzątali się koło rannego.
-
Co z nim doktorze? Wyjdzie z tego?
Muszę go przesłuchać!
-
Przesłuchanie na razie trzeba odłożyć.
Rany postrzałowe kostek, łokci, biodra, kolan, barku. Już gość sobie nie
potańczy. Ale żadna z tętnic nie naruszona. Brak przytomności i krwawi z ust.
Chyba z bólu poprzegryzał wargi. Ale na mój gust nic mu nie grozi! Bierzemy go
do karetki. Szybko.
Makuch rozejrzał
się po hali i ze stołu delikatnie za pomocą foliowej torebki podniósł mały
magnetofon. Zatrzymał nagrywanie i schował go. Rzucił rozkaz zabezpieczenia
śladów i skierował się w stronę samochodów. Siedział za kierownicą i chciał
zamknąć drzwi, ale dopadł do niego lekarz.
-
Inspektorze! Z przesłuchaniem może
być kłopot.
-
Jaki znowu kłopot?
-
To krwawienie to nie wargi. On ma odcięty
język.
01.2004
Na podstawie własnego opowiadania (długiego i niedokończonego).
Auć😖Znów zastanawiam się, na ile zadanie cierpień fizycznych winnej osobie może złagodzić zranienia emocjonalne, a nawet wewnętrzne obumarcie, które ona bestialsko spowodowała. Czy zemsta rzeczywiście przynosi spokój, ukojenie, wyzwolenie? Odpowiedzi na te pytania to pewnie bardzo osobista kwestia...a może w sumie jest jakiś uniwersalny przepis na to, jak zachować się w obliczu wielkiej krzywdy czy / i zbrodni? Pewnie niektórzy robią z siebie ofiarę nawet, jak otrzymują zasłużoną karę. Inni sami wzbudzą w sobie poczucie winy i odpokutują.
OdpowiedzUsuńCiekawy temat, chyba nikt nie może być pewny jak sam by się zachował..o ile już nie był w takiej sytuacji.
A nienawiść to energia, tak jak złość, tylko że silniejsza.Dlatego nie jest dziwne, że niosła Pocha latami ku celowi. Ale jak już ten cel osiągnął, zrealizował swój misterny plan (niezła wyobraźnia, swoją drogą:), to rodzi się we mnie pytanie co teraz będzie nadawać mu sens (w dodatku w więzieniu)?