Uwaga:ordynarne zwroty.
"IMPERATYW"
- Przepraszam, wiem, że to pytanie nie jest na
miejscu ale czy mogła by mi Pani obciągnąć ?
Czemu to powiedział???
Cisza jak nastała dookoła niego przycisnęła go
siedzenia. Dobrze, że pociąg nic sobie nie robił z tego co się zdarzyło i
ciągle szumiał...
Zakonnica do której to powiedział siedziała
czerwona ze wzrokiem wbitym w podłogę.
-No chyba Pan przesadził- powiedziała kobieta
spod okna wysokim altem.
-Panie co to za słownictwo?-z wyrzutem dodał
facet w płaszczu obok. Także jego sąsiad- podokienny odwrócił wzrok od okna.
Reszta
pasażerów SKM-ki patrzyła na niego
w osłupieniu. Może oprócz dwóch wyrostków których ewidentnie tekst rozbawił.
-Czemu przesadziłem? Że w pociągu za mało
miejsca?- co on mówi? Nie chciał tego, nawet tak nie pomyślał.... Skąd się to
bierze w jego ustach?
-Do tego nie trzeba dużo miejsca-prawda? A
słownictwo? Pan woli loda?
Kobieta także się zaczerwieniła.
-No co za chamstwo!!! Zaraz pan sobie
porozmawia z policją.- wyciągnęła z torebki telefon.
-Tak, tak, niech Pani dzwoni...to na pewno
narkoman albo jakiś wariat.- dorzucił płaszczowiec.
-Proszę powiadomić kierownika on przez radio wezwie
policje na następną stację.-znowu powiedział coś o czym nie pomyślał.
-Kierownika, kierownika...- zaszumiał tłumek
dookoła.
- Nie trzeba- głos zakonnicy nagle zawiesił
wszystkich w próżni.
- Nie trzeba- powtórzyła głośniej i mocniej.
-Ależ siostro- oburzył się płaszczowiec...
- Nie trzeba-przerwała mu zdecydowanie- Nie
trzeba-powtórzyła po raz kolejny-
-Ja i tak zaraz wysiadam.
-Ma pan szczęście- nie dawał za przegraną
płaszczowiec- gdyby nie dobre serce...
-Jak w sobotę sie pan tłumaczył policji z
bicia żony też miał pan szczęście, nie chciała robić wstydu, a przecież i tak
wszyscy wiedzą- słowa poleciały tak szybko, że nawet ich nie zauważył.
-Co?? – facet w płaszczu zrobił się purpurowy-co?? Ja nigdy...
-Co nigdy? Tam stoi pana sąsiad- zapytamy?-
Adam wstał z siedzenia, kierując twarz w stronę drzwi.
Koło płaszczowca nagle zrobiło się nieco
luźniej.
-To jakieś kłamstwo- purpura stała się bardziej
purpurowa...-ja nigdy....-reszta zdania zniknęła razem z płaszczem w przejściu między wagonowym.
Adam usiadł i spokojnie popatrzył na kobietę-cały czas trzymała w ręku telefon.
- Czemu ją pani oddała?- telefonistka zerwała
się gwałtownie.
-Proszę się do mnie nie odzywać- wykrztusiła i zaczęła się przeciskać za płaszczowcem.
-Czemu jej teraz Pani nie odszuka?- rzucił w
jej plecy ostatni zarzut.
Podokienny spojrzał na niego i delikatnie
poruszył głową, lewo,prawo, lewo. Mogło mu się wydawać ale usta złożyły się w
nieme „proszę”.
Zakonnica już nie patrzyła w podłogę, jej oczy
wpijały się w niego mocno.
Chyba chciał coś powiedzieć ale go ubiegła:
- Jak pan to robi?
Tym razem słowa nie chciały same się
wyartykułować.
- Nie wiem- powiedział powoli- nie wiem....ale
muszę !-wstał i skierował się do najbliższych drzwi.
Wysiadł i zgodnie z ruchem ludzi dał się
prowadzić na schody w dół, potem w górę. Przystanął na chwilę na chodniku,
skręcił w lewo i poszedł wzdłuż budynku.
Nic nie rozumiał. Mówił rzeczy których mówić
nie chciał, a w zasadzie nawet nie to, że nie chciał, nawet nie miał pojęcia,
że je powie. Mówił i sam nie rozumiał co mówi ale widocznie coś w jego słowach
musiało być skoro ludzie uciekali przytłoczeni nimi, przerażeni. Przypomniał
sobie purpurę twarzy płaszczowca, proszące oczy podokiennego, drżący głos
zakonnicy. Kiedy mijał duży okrągły betonowy słup usłyszał za sobą głuche
uderzenie.Nie odwrócił się.
Pierwsza dobiegła zakonnica. Szła za nim cały
czas trzymając się parę kroków z tyłu. Na czerwonej masce samochodu wbitego w słup
leżał Adam. Nienaturalnie skręcony, zbryzgany krwią zmiażdżonych wnętrzności.
Kierowca patrzył przed siebie jakby nie
rozumiejąc tego co się stało. Zakonnica szarpnęła drzwi kierowcy. Odskoczyły
przy drugiej próbie. Wewnątrz siedział starszy człowiek, ogłuszony i pobielony
wybuchem poduszki powietrznej.
-Czemu Pan to zrobił? – głos zakonnicy przebił
się przez wibrujący, przenikliwy krzyk stojącej obok kobiety.- Czemu?
Kierowca spojrzał na nią nieprzytomnie.
-Nie wiem,
ja nic nie wiem, nie rozumiem...ale musiałem, boże...jak ja musiałem...
02.2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz