Dla Przyjaciół....
Baza.
Ciężko opadł na
rozłożony śpiwór i z trudem wgramolił się do niego. Ciało powoli zacznie łapać
ciepło. Doskonale znał to uczucie. Znowu tu był. Właściwie byli. Chociaż nie,
ludzie zmieniali się a on trwał. On i Ona. Góra. Różne nazwy i różne kraje, ale
w gruncie rzeczy tak ją widział: Ona. Góra. Ta, która uległa i ta, która
jeszcze się broniła. Ta akurat się broniła i to zaciekle. Wielu zostało, wielu
zostanie. Nie postawi się w kraju świeczek, zniczy, kwiatów. Jedyne, co zostaje
to pamięć. Czyli nic? Przecież kilku pamiętał, znał, lubił nawet. Czasami, gdy
wracał pod Górę przypominali mu się. Więc jednak. Ciekawe czy gdybym ja... Czy
o mnie by pamiętali? Kiedyś miał takie zejście... Wyziębił się, odmroził palce,
prawie czuł wodę w płucach. Brnął w dół próbując się nie poddawać, ale ciało
miało już dosyć. Widział wtedy tytuły prasowe, smutne miny dziennikarzy, kolegów.
Ale zszedł. Chyba, dlatego, że wyobraził sobie także wszystkich zawistnych.
Zobaczył ich uśmieszki i to dało mu
siłę. Nie przypuszczał, że nienawiść tyle może. Stracił wtedy cztery palce, ale
opłacało się. Był legendą a po tamtej drodze został guru. Guru wszystkich
wariatów. Później było mu wstyd, że w tamtej chwili nie myślał o żonie i
dzieciach tylko o tamtych. Ale widocznie tak musiało być. Bo gdyby pomyślał to
może by się rozczulił i zrezygnował?
Rozczulił? Akurat!
Zresztą... Teraz najważniejsza jest Ona. Góra. Ta wyprawa musi się udać.
Zorganizował ją jako wielkie medialne przedsięwzięcie. Sponsorzy, zaplecze,
sprzęt, zespół. Musi się udać! Zobaczył siebie na szczycie... I tak usnął.
Obóz I.
Pobudka. Otworzyć
oczy i myśleć! Dalej jakoś pójdzie. Przyśniła mu się córka. Stała, patrzyła na
niego i nic nie mówiła. On też nic nie mówił. Zresztą, o czym mieli rozmawiać?
Ona ma swój świat, on też. Kiedyś...Pamiętał: kiedyś było inaczej. Wszystko
było inaczej. Urodziła się, gdy on był na wyprawie. Kolejnej. Ale gdy wrócił,
był taki szczęśliwy. Małe rączki zaciskały się na jego palcach. Nie męczyło go
nocne wstawanie, płacz. Potem wspólne wyjazdy, wakacje. Rzadkie, ale... Kiedy
to się popsuło? W liceum? Nie pamiętał. Kiedyś miał wrażenie, że to wina żony.
Że to ona podjudza dzieciaki przeciw niemu. Przecież zapewniał im wszystko.
Pracował na uczelni, jeździł na spotkania, odczyty, pisywał artykuły, miał
kilka mądrych sponsorskich umów. Wszystko dla nich, choć mała przed wyjazdem
powiedziała mu, że to nie dla nich a dla siebie. Lubił podziw, szacunek, sławę-
prawda, ale żeby...Nie! Przesadziła! Wkurzył się wtedy i kazał jej wyjść.
Człowiek wypruwa żyły... Czy czegoś im brakowało? Dom, ciuchy, komputery,
samochody, dobre szkoły, wakacje... Pamiętał, co on miał. Od czego zaczynał.
Wszystko sam, własną pracą a teraz szczeniara mówi, że to dla siebie. Nie
pożegnali się przed wyjazdem. I dobrze. Niech ma nauczkę. Fakt. Był dumny. Nie
umiał przepraszać, ale jako ojciec chyba nie musiał. Wystarczy, że... był?. No
może faktycznie, rzadko bywał, ale przecież się interesował. Maturą, egzaminami
na studia... No i wszystkim. Jego ojciec z nim tak się nie cackał. To była
dobra szkoła, męska. Dzięki temu do czegoś doszedł, jest kimś. To jest
najważniejsze: Być kimś!. Jego ojciec zawsze mówił... Bał się go, ale szanował.
Rozmawiali ze sobą rzadko. Ojciec ciężko pracował, fizycznie, więc nie ma się,
co dziwić. Za to z mamą rozmawiali często... Kurde! Muszę wstawać, dziś
ustawimy I obóz. Później zadzwoni do domu.
Namiot. Boże! Jaki
był zmęczony. Zmęczony, ale szczęśliwy. Zaporęczowali drogę a I Obóz stoi.
Trochę to trwało, bo pogoda dawała się we znaki, ale sam wybierał zespoły.
Twardzi ludzie. Konfliktowi, ale wiedzieli, o co walczą i byli gotowi poświęcić
wiele. Jeśli zrobią tę drogę to będą pierwsi. To on oczywiście wejdzie pierwszy
i zdecyduje, kto pójdzie razem z nim. Powinien oszczędzać siły, ale nawet
nadzorując dawał z siebie wszystko. Wypruje z nich wszystkie flaki, tak jak z
siebie, ale wejdą!. Dzwonił do domu i na komórkę żony. Nikt nie odebrał. Pewnie
znowu gdzieś polazła. Może ma kochanka? Możliwe. W końcu była piękną kobietą.
On miał kochanki. Chociaż może za dużo powiedziane. Przygody- o tak lepiej.
Kobiety lgnęły do niego. Był przystojny, szanowany, sławny, bogaty. Wybierał,
co chciał. Tylko własnych studentek się wystrzegał nauczony przygodą kolegi z
uczelni. Ale na sympozjach, spotkaniach... Raz się żyje. Po za tym z żoną w
łóżku tylko sypiał a przecież miał dopiero 47 lat. Organizm potrzebował
jeszcze... Żona chyba nie wiedziała, chociaż?... Nie zadawał sobie teraz
specjalnego trudu żeby się kryć. To w sumie jej wina, że musiał szukać gdzie
indziej. Dawniej było inaczej. Poznał ją na nartach na obozie studenckim i
jakoś samo poszło. Była inteligentna, piękna... wyrozumiała. Już wtedy jeździł
na wyprawy, inne, mniejsze, skromniejsze, chociaż czasami bardziej wariackie.
Zawsze czekała na niego. Telegramy, łączenia radiowe, listy... Czuł się wtedy
taki potrzebny. Popsuło się wszystko tak jakoś niezauważalnie. Chociaż nie,
zaczęło się dwa lata po urodzinach syna. Jakoś się dowiedziała, że on kogoś ma.
A to przecież naprawdę nic nie znaczyło. Ot spotkali się parę razy i to
wszystko. Wtedy się pożarli, ale jakoś to ułagodził, obiecał, że przestanie. Tylko, że coś się wtedy skończyło. Teraz
mieszkają ze sobą. Tylko. Rozmawiają o... No, w zasadzie nie rozmawiają. Kiedyś
lubił dom a raczej wracanie do niego. Dzieci przy drzwiach, żona z mokrymi
policzkami... Teraz uciekał z niego jak najczęściej. Irytujące dźwięki
telewizora i pustka. Nic więcej. Dzieci wpadały na weekendy, ale tylko na
nocleg. Nawet się już nie kłócili. Smutny dom. Kiedyś...- Usnął
Obóz II.
Nie wstawać. Skulić
się w sobie i spać. Tu jest tak ciepło. Spać! Nie pozwolą. Dobra. Już dobrze!
Wie, że trzeba wstawać. Dziś spróbują ustawić dwójkę. Pogoda sprzyja, więc
trzeba to wykorzystać. Gdyby dziś stanęła dwójka to...Od razu poczuł siłę. Tak
dwójka dziś stanie! Choćby...Wieczorem będzie łączność, znowu zadzwoni do domu.
Mały miał wypadek.
To oni tu ryzykują życie w każdej chwili a on tam, na dole miał wypadek. Na tym
pieprzonym motorze! Był przeciwny. Mówił, że to głupota, że dawca nerek... Ale
mały był uparty. Odpowiedział mu wtedy, że w górach ryzykuje się bardziej. No i
że i tak nikt by się nie zmartwił. To zapamiętał najbardziej. Wściekł się
wtedy. Gówniarz! Jak on mógł?. A teraz
szpital. Ponoć nie ma zagrożenia życia, ale nie wiadomo, co z
kręgosłupem. Boże! Reszta życia na wózku? Powinien wrócić, ale przecież nie mógł.
On tu jest szefem, on odpowiada za wszystko, za ludzi, sprzęt, umowy ze
sponsorami. Wszystko będzie dobrze. Na pewno. Wózek nie będzie potrzebny.
Chłopak jest silny tak jak on. Poradzi sobie. Czy on tam będzie czy nie-
poradzi sobie. Będzie dobrze. Dwójka już jest. Przygotują się, zrobią szczyt i
zaraz potem wróci do domu. Co go podkusiło, żeby na tym motorze... I to właśnie
teraz, kiedy właśnie taka wyprawa... Taka ważna! Był zły. Ale pomyślał, że może
to dobrze. Złość da mu więcej siły, doda energii. A wejście zadedykuje małemu.
Albo rodzinie- tak będzie lepiej. Ucieszą się jak usłyszą w telewizji,
przeczytają w gazetach. Zobaczył siebie z dziennikarzami, usłyszał jak mówi, że
to dla rodziny... Usnął.
Obudził się nagle,
wstrząśnięty czymś, co zobaczył we śnie. Brak tlenu zawsze powodował u niego
głupie sny. Próbował przypomnieć sobie co mu się śniło. No tak. Pogrzeb. Nie
wiedział czyj. Chciał podejść bliżej, sprawdzić, co jest napisane na grobie,
ale nie mógł przecisnąć się przez ludzi. Rozglądał się szukając znajomych
twarzy. Pragnął zobaczyć swoją rodzinę. Nic. Nikogo znajomego. Rodzina. Kiedyś
rodzina teraz... Może by spróbować to wszystko naprawić? Przecież są dla niego
tacy ważni. Mimo, że nie rozmawiają, nie widują się, ale są ważni.
Żona...Spacery, biwaki, narty... I te mokre oczy, gdy wracał...Aż bolała go
szyja od jej tulenia. I nocne rozmowy o dzieciach, znajomych...Dzieci...Takie
małe krasnoludki. Teraz już prawie zaczynają swoje życie. Studiują w innych
miastach a przecież mogły... Uciekły od nas...Ode mnie...Tak jak ja uciekłem od
nich. I uciekam nadal. Gonię za... Sukcesem? Czy to sukces? Porażka? Ile
jeszcze można? Zawsze będzie coś nowego, trudniejszego, intratniejszego.
Pieniądze, poklask, podziw...Boże! A jeśli Mały...Boże! Musi.. Co musi? Chyba
już wiedział, co musi. Sprawdził godzinę. Już czas. Można wstawać.
Szczyt.
Wytypował zespoły
na atak. Dwa. Najlepsze. Wiedział, że wszyscy są przygotowani i że czekają
tylko na jego decyzje. Wszystko zaplanował. Jak zawsze. Wszystko jasne,
zorganizowane, dopięte na ostatni guzik. Nie ma miejsca na chaos. Teraz też tak
było. Każdy miał swoje miejsce, każdy był za coś odpowiedzialny - jak w
rodzinie. Zaczął dopakowywać sprzęt. Niedługo ruszają. Gotowe? Chyba tak. Droga
nie będzie bezpieczna. Mimo wszystko. Trzeba się zabezpieczyć. Teraz tym
bardziej. Musi wrócić cało. Musi, bo ma, dla kogo. Wszystko już umówione. Auto,
śmigłowiec, bilet na samolot. Wszystko. Trzeba tylko pokonać trochę skał, lodu,
śniegu. Ale on to zrobi. Bez pomocy. Bo jest dobry. Najlepszy. Już czas. Zarzucił plecak, spotkali się przed
namiotem. Słowa nie były potrzebne, podali sobie ręce, popatrzyli w oczy. Nie
myśleli, że mogą się już nie zobaczyć. Wiedzieli, co jest najważniejsze. Dla
każdego z nich. Ruszyli. Oni w górę, na szczyt, on samotnie w dół, do rodziny.
Do domu.
2003.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz