Znalazłam go. W
końcu! Kobieta stojąca na przeciw mnie patrzyła się na mnie z uwagą.
-
Proszę niech pani wejdzie. –
otworzyła drzwi. – to mój gabinet. Chciałabym z panią porozmawiać.
-
A czy... nie mogłabym najpierw go
zobaczyć?
-
Wolałabym najpierw porozmawiać.
Dobrze? Ta rozmowa jest potrzebna mnie, jemu i wydaje mi się, że także pani.
Rozmawiać? Teraz?
Eryk gdzieś tu jest. Muszę go zobaczyć!
-
Niech mi pani zaufa. Musi się pani
uspokoić. W takim stanie nie wywrze pani na nim najlepszego wrażenia, prawda?
Proszę wejść. Zrobię herbaty i chwilę porozmawiamy. Dobrze?
Może ma rację?
Trochę się zdenerwowałam. W końcu to szpital. Ale skoro ona jest taka spokojna
to znaczy, że nic się nie dzieje. Nic złego. Usiadłam na miękkiej sofie.
Dopiero wtedy poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Wszystkie te wariackie dni,
nieprzespane noce, wszystko to właśnie teraz usiadło mi na karku i gięło mocno
aż do ziemi.
-
Proszę herbata. Dobra. Karmelowa.
Uspokoi panią trochę. Chciałam spytać skąd pani zna Eryka?- naprawdę była
spokojna. I jej głos także spokojny,
opanowany.
Zazdrościłam jej tego. Ja byłam tak
roztrzęsiona. Wstydziłam się moich drżących rąk. Mocno złapałam oburącz kubek.
Był gorący ale nie przeszkadzało mi to.
-
Eryka? Czy z nim wszystko dobrze?
-
Pani... jak pani na imię? Ja jestem
Ana. Doktor Ana Prod.
-
Niki.
-
Będe tak mówić. Mogę Niki?
-
Tak.
-
Ty mów do mnie Ana. Tak będzie
prościej. Erykowi nic nie grozi. Ale potrzebuję o nim trochę więcej wiadomości.
Wydaje mi się, że możesz mi pomóc. Pomożesz mi Niki?
-
Ale jak?
-
Opowiedz mi o nim. Skąd go znasz?
Jaki jest? Co tylko ci przyjdzie do głowy. Dobrze? Jeśli ci to nie przeszkadza,
ponotuję trochę. Wiesz, takie skrzywienie zawodowe. Dobrze?
-
Dobrze.- zebrałam myśli.- Poznałam
Eryka jakiś miesiąc temu... Zadzwoniły do mnie moje przyjaciółki i umówiłyśmy
się do takiego pubu. W sumie to nie miałam ochoty wychodzić. Ledwo co Olo
wyjechał...
-
Olo? –Ana nie dała mi się
rozpędzić.
-
Olo to mój narzeczony. Wraca za
parę dni. Mamy po jego powrocie wziąć ślub- aż
mnie
przeraziło to co powiedziałam. Teraz takie odległe a pamiętam jaka byłam
zła jak wyjeżdżał. Tylko ślub łagodził świadomość, że mam ponad miesiąc być
sama. Pamiętam jak klęłam pod nosem szykując się wtedy do wyjścia.
-
Jakaś praca? - jej głos znowu mnie
otrzeźwił.
-
Staż. W amerykańskiej firmie.
-
Wróćmy do tamtego wieczoru.
Możesz?
-
Tak... Przygotowywałam się właśnie
do wyjścia...
Przyjechały wcześniej. Margo, Iris, Mijka.
Od progu zaczęły nadawać.
-
Gotowa? Bo jedziemy! Piwko,
bilard, faceci!
-
Dziewczyny! Wszelkie rozrywki
ale bez facetów. Jestem zajęta.
-
Niki? A my to nie? Znalazła się
wierna! Do ślubu jeszcze mnóstwo czasu. Może byśmy zrobili wcześniejszy
panieński?
-
Panieński będzie! Spokojnie. No
już. Możemy iść?
W samochodzie
było podobnie. Faceci, faceci.... Ktoś mógłby pomyśleć, że to naprawdę
rozrywkowe panienki a przecież jest zupełnie odwrotnie! Każda ma męża, rodzinę.
Przyjaźnimy się od lat i tylko ja i Olo jeszcze nie zdążyliśmy. Chyba dlatego,
że na niego tak długo czekałam. Ale się doczekałam! On jest taki.... wspaniały.
Czuły, ciepły, mądry. Boże! Jakich słów bym nie użyła, wszystko mało! Ojej!
Pewnie, że się kłócimy, ale bardzo lubimy się godzić! Olo! Mój Olo. Teraz tak
daleko a ja tu sama. To znaczy z tymi wariatkami! Właśnie zaczęły mnie na siłę
wywlekać z samochodu na parkingu przed „Santa”. To od zawsze była nasza
ukochana knajpka. Trochę dyskoteka, trochę pub. Stolik był zarezerwowany bo
inaczej... byłby kłopot. Ludzi jak zwykle o tej porze co niemiara! Dziewczyny
po drugim piwku wymyśliły tańce. Pokręciłam się na parkiecie ze trzy kawałki
ale potem wymknęłam się z powrotem do stolika. Ktoś przy nim siedział.
Pomyślałam, że jakiś znajomy więc usiadłam na swoim miejscu. Miałam się o coś
spytać ale jakoś tak spojrzałam w oczy tego gościa i mnie... sparaliżowało.
Były takie głębokie, takie... jak to nazwać? Wydawało mi się, że znam te oczy,
to spojrzenie. Że znam od zawsze...
Zrobiło mi się tak ciepło, wręcz sennie, czułam jak wszystko zaczyna mi
ciążyć. Już prawie zamykałam oczy kiedy on złapał mnie delikatnie za rękę.
-
Witaj!
-
Witaj.- głos uwiązł mi w gardle. Mimo, że nie chciałam wyciągnęłam swoją
dłoń z jego ręki. Jego dotyk był delikatny, ciepły. Boże! Co się ze mną dzieje?
-
Przepraszam kim jesteś?- mój
głos miał być stanowczy i ostry ale wypadł raczej nie tęgo.
-
Mam na imię Eryk.
-
Kim jesteś?
-
Kim? Jestem ... przechodniem.
Patrzyłam na
niego i nic nie rozumiałam. Przechodzień? Gorzej, że nie rozumiałam siebie.
Powinnam już kilka razy powiedzieć facetowi, żeby się wyniósł a ja...
-
Chciałbym twój numer
telefonu.-powiedział to tak spokojnie jak gdybym miała święty
obowiązek ten
numer mu dać! A ja? Zamiast zadać sto
tysięcy pytań albo po prostu parsknąć gościowi w twarz napisałam mu mój numer!
Ot, tak jakbym robiła to co dzień! Gość wstał , popatrzył mi jeszcze przez
moment w oczy i odszedł! Nic nie powiedział. Potraktował mnie jak... sama nie
wiem. Byłam ta skołowana, że nie wiedziałam czy mam się wściec czy śmiać? I czy
dlatego , że mnie zostawił czy, że
zachowałam się jak głupia? Dałam numer telefonu jakiemuś zupełnie obcemu
facetowi. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę próbując znaleźć jakieś sensowne
wytłumaczenie tego co zaszło ale nie potrafiłam się skupić. W końcu przyszły
dziewczyny. Szczebiotały coś ale nie
mogłam jakoś się w tym odnaleźć. Miałam im powiedzieć o tym co zaszło ale było
mi wstyd. Ja Niki, i tak się dać omotać!
A co gorsza nadal rozglądałam się po sali w nadziei, że zobaczę jeszcze te
oczy. Reszta wieczoru była jakaś taka nieistotna. Nie pamiętam jej nawet za
bardzo. Wróciłam do domu i położyłam się spać z dziwną żelazną kulą w brzuchu.
Uwierała mnie i przewracałam się z boku na bok.
Obudziłam się w
nocy. Właściwie obudził mnie on. Eryk. Stał nade mną im patrzył. A ja? Topiłam
się w jego oczach. Tonęłam. Brakowało mi sił na wszystko. Nawet na oddech. I
chyba brak oddechu mnie obudził. Byłam spocona, jakbym miała temperaturę.
Zwlekłam się pod prysznic licząc, że gorąca woda pozwoli mi usnąć. Do rana nie
zmrużyłam oka. W pracy przeczytałam maila od Ola. Pisał, że tęskni, że kocha.
Pomogło mi to trochę. Odpisałam mu, że bardzo bym chciała, żeby już wrócił.
Napisałam też o „Santa” ale bez słowa o... tym incydencie. Reszta dnia
upłynęłaby normalnie gdyby nie telefon. Oglądałam właśnie jakieś
wiadomości. Dzwonił on. Eryk.
-
Witaj!- jego głos momentalnie
spowodował, że kula w moim brzuchu zniknęła.
-
Przepraszam. Wczoraj trochę
mnie pan zaskoczył i wygłupiłam się z tym telefonem.
-
Nie wygłupiłaś się. Dałaś mi go
bo tak miało być.
-
Co to znaczy? Ja jestem
zaręczona, za miesiąc biorę ślub. Wygłupiłam się, ale teraz proszę, żeby pan
nie dzwonił.
-
Niki?
-
Proszę?
-
Chcesz się ze mną spotkać?
-
Tak.- powiedziałam to!
Powiedziałam to czego nigdy nie powinnam! Bez
zastanowienia, jakby coś wewnątrz mnie tylko
czekało na to pytanie. Miałam zacząć
wrzeszczeć w
słuchawkę, że nie, że to pomyłka ale... nie mówiłam nic.
-
To dobrze Niki, dobrze. Do
zobaczenia.
Usłyszałam
trzask zerwanego połączenia. Siedziałam tak bez ruchu nadal wsłuchując się w
szum telefonu. Nie mogłam zrozumieć tego co się ze mną działo. Jakiś obcy
człowiek wydzwania do mnie a ja? Ja mówię, że chcę się z nim spotkać! Absurd! W
nocy znowu mi się śnił. I znowu do pracy poszłam niewyspana. Minęło kilka dni.
Kula w brzuchu nadal była obecna. Postanowiłam sobie, że jeśli nie przejdzie to
po weekendzie pójdę do lekarza. W sobotę miałam jechać do swoich rodziców na
jakąś małą kolacyjkę. Szykowałam się właśnie do drogi, kiedy zadzwonił telefon.
-
Witaj.- znowu on. Teraz miałam
okazję, żeby pokazać gościowi kto tu rządzi!
-
Chciałam właśnie powiedzieć, że
proszę do mnie nigdy więcej nie dzwonić! Dobrze? Nigdy więcej!
-
Będę czekał na ciebie za
godzinę w parku koło złamanych drzew.
I rozłączył się!
Ale złamane drzewa? To było moje miejsce! Jak było mi w życiu źle tam właśnie
chodziłam! Tylko, że złamane drzewa były tam tylko parę dni. Wichura je kiedyś
złamała ale tylko ja w myślach tak nazywałam to miejsce. Złamane drzewa! Za
żadne skarby świata nie wolno mi tam iść. Zresztą jestem umówiona u rodziców!
Po godzinie siedziałam na ławce w parku a do rodziców nawet zapomniałam zadzwonić.
Widziałam jak szedł. Teraz dopiero mogłam mu się przyjrzeć. Przystojny? Nawet
nie bardzo. Wysoki, szczupły, brunet. Przy moim Olu wyglądał raczej... nijako.
Tylko, że... sama nie wiem. Im bliżej był tym moja kula w brzuchu topiła się
błyskawicznie od narastającego ciepła. Wstałam z ławki i przeraziłam się!
Drżały mi nogi! Usiadłam czym prędzej bojąc się, że to widoczne. Usiadł obok.
Podał mi małą różę i tylko patrzył na mnie. Chciałam coś powiedzieć ale nie
mogłam. A raczej nie umiałam. Siedzieliśmy tak patrząc sobie w oczy i czułam
jak to moje wewnętrzne gorąco zaczyna mnie przyprawiać o dreszcze. Spróbowałam
jeszcze raz:
-
Ja jestem zaręczona. Biorę ślub
– mój głos ledwo się ze mnie wydobywał.
-
Wiem. To nic.
-
Jak to nic? Ja tu nie powinnam,
nie mogę...
-
Powinnaś. Możesz. Musisz. To
nie nasz decyzja.
-
Jak to nie nasza? Ja po prostu
muszę już iść.
-
Pamiętasz jak cię dotknąłem?
Samo wspomnienie
przyprawiło mnie o nową falę gorąca. Miałam ochotę zedrzeć z siebie wszystkie
rzeczy. Wydawało mi się, że za moment zaczną mnie parzyć.
-
To nie przypadek. Takich
przypadków nie ma. Musieliśmy się tam wtedy spotkać. Byłem tam pierwszy raz.
Zobaczyłem cię i wiedziałem: to ty.
-
Ja? Co ja? Co ty mówisz?
-
Wiesz czemu tak czułaś mój
dotyk? Bo masz na ręku bliznę. Taką. – otworzył dłoń i
przed moimi oczyma zobaczyłam bliznę w
kształcie wygiętego księżyca. Odruchowo spojrzałam na swoją dłoń i swoją
bliznę. Taką samą!
-
Teraz rozumiesz? Masz ją od
dziecka, prawda?
-
Tak, skaleczyłam się nożem
dziadka.
-
Urodziłaś się w grudniu, tak?
-
Tak. Siódmego.
-
Ja siedemnastego. Rozumiesz? To
nie przypadek! Myślę, że gdybym szukał, znalazłbym takich podobieństw więcej.
-
A może po prostu mnie znasz?
Może o mnie dużo wiesz?
-
Nic o tobie nie wiem.
Strzelałem. Jeśli trafiam to znaczy, że tak ma być.
-
Ale... co? Jak mam to rozumieć?
Co mam robić? O co chodzi?
-
Nic nie trzeba rozumieć. Nic
nie trzeba robić. Samo się dzieje. Muszę już iść. Zadzwonię.
Zostałam sam.
Chyba nigdy nie czułam się tak przerażona i samotna. Próbowałam w myślach
uporządkować to wszystko ale nic nie wychodziło. Chciałam przywołać obraz Ola
ale także nie mogłam! Otrzeźwił mnie telefon. Dzwonił tata zaniepokojony moją
nieobecnością. Wymówiłam się złym samopoczuciem i powlokłam się do domu. W nocy
Eryk znowu był. Kula też.
Zadzwonił
nazajutrz wieczorem. Tyle, że do moich drzwi. Patrzyłam na niego przez wizjer i
miotałam się co zrobić? Widzę faceta trzeci raz, nic o nim nie wiem i mam go
wpuścić? Zanim zdążyłam cokolwiek sobie w myśli ułożyć, drzwi były otwarte.
Stałam tak przed nim nie wiedząc zupełnie co robić. Eryk zamknął drzwi i
patrząc mi prosto w oczy powiedział:
-
Zrób to.
Ani słowa
więcej! Ale to wystarczyło. Przylgnęłam do niego całym ciałem. Czułam jego
ciepło, zapach...
-
Mamy strasznie mało czasu Niki.
Strasznie mało....
Nie dałam mu dokończyć.
Wpiłam się w jego usta tak mocno jak tylko umiałam. Złapał mnie ręką za kark.
Odchylił mi głowę i całował, całował, całował.... i kochał...
-
Odbyłaś z nim stosunek? – głos Any
podziałał na mnie jak uderzenie w twarz.
-
Tak. Ale to nie stosunek. To...
raj.
-
Twój narzeczony, Olo, nie
zadawalał cię?
-
Ależ nie. Olo jest wspaniały!
Tylko, że Eryk... Widzisz, on jest...wyjątkowy. Nie to co myślisz. To nie sex
maszyna. Bynajmniej. Mówił, że dawno nie miał kobiety i ja mu wierzę. To się
dało wyczuć. On jest taki...inny.- Nikt
mnie tak nie tulił, nie całował z takim uczuciem. To ja zawsze drżałam w
ramionach mężczyzny, a teraz czułam ,że to on drży przy mnie! Nikt mnie tak nie
czuł i ja nikogo tak nie czułam. Rozumiałam
co to znaczy „zespolenie”, „jedność”.
Omdlewałam i wracałam szczęśliwa.
Nie umiem tego nazwać. Nie umiem. I chyba nie chcę .- Zresztą nigdy w życiu
sex nie był dla mnie najważniejszy. Wystarczy mi jego obecność, jego ciepło,
jego spojrzenie...
-
A potem? Co było potem?
-
Potem? Spotykaliśmy się co jakiś
czas. Każdy dzień bez niego to udręka, noc to pasmo sekund długich jak minuty,
minut długich jak godziny, godzin długich jak całe noce. Nie miałam jego
numeru, nie wiedziałam gdzie mieszka, wzięłam urlop w pracy i czekałam. Aż
przyjdzie, zadzwoni. Ciągle powtarzał, że mamy mało czasu, myślałam, że chodzi
mu o Ola ale tydzień temu znikł. Zaczęłam go szukać. Poruszyłam niebo i ziemię.
Wyszukałam wszystkich Eryków w mieście, sprawdziłam wszystkie szpitale i dopiero dziś, tutaj...
-
Co teraz? Olo wraca?
-
Tak. Nie wiem co teraz? Chociaż
nie. Wiem. Chcę być przy Eryku. Potem, jutro, to nie istnieje. Jest dziś.
Teraz. Byle z nim. Chcę być przechodniem. Tak jak on.
-
Przechodniem? Co to znaczy?
-
Nie wiem. Eryk tak zawsze
odpowiadał. Że jest w życiu przechodniem. I że ma mało czasu. Że my mamy mało
czasu. Czy już mogę go zobaczyć?
-
Jeszcze chwilkę. A o czym
rozmawiacie? On ci opowiada o sobie?
-
Nie.
-
A ty jemu?
-
Też nie. My... właściwie nie
rozmawiamy.
-
Jak to?
-
Nie rozmawiamy o życiu,
problemach, przeszłości, przyszłości. Tulimy się do siebie... i już. Nic więcej
nam nie potrzeba. Nie umiem tego wytłumaczyć. Możemy już do niego iść?
-
Widzisz, sprawa jest
skomplikowana. Eryk jest... chory.
-
Jest w szpitalu. Rozumiem. Ale
mówiłaś, że nic mu nie grozi!
-
I tak jest. Opiekujemy się nim.
-
Ale co mu jest? Przecież był
zdrowy?
-
Właśnie nie był. Już od dłuższego
czasu cierpi na depresję maniakalno – depresyjną. Czas o którym opowiadasz
przypadał na okres maniakalny chociaż bardzo się różni od normalnych objawów a
teraz Eryk znajduję się w okresie depresyjnym. Właśnie dlatego twoja opowieść
tak mnie dziwi bo to tak jak byś
opowiadała o zupełnie innym pacjencie, innym człowieku.
-
Depresja? Przecież on nigdy... jak
to możliwe?
-
Widzisz on parę lat temu przeżył
wypadek. To była olbrzymia katastrofa pociągowa... chyba z siedem lat temu.
Pewnie słyszałaś, to było głośne wydarzenie... Co ci jest? Niki? Dobrze się
czujesz?
Siedem lat temu.
Pierwszy rok studiów. Niedziela wieczór . Wracałam z domu do akademika.
Siedziałam w przedziale z Inką moją przyjaciółką i innymi studentami . Rozmawialiśmy o jakiś
głupotach, śmialiśmy się. Pociąg zatrąbił. Potem jeszcze raz, i znowu tym razem
nie przerwanie... Hamowanie rzuciło mnie na ludzi na przeciwko. Z półek zaczęły
spadać bagaże. Bałam się ale nie wiedziałam co się dzieje, wszystko odbyło się
tak szybko. Próbowałam złapać się czegokolwiek ale uderzenie które przyszło
cisnęło mną jak piłką o ścianę. Potem uderzyłam w następną ścianę. Ostatnie co
pamiętam to kłębowisko ciał, potem cisza... i szpital...
-
Bo ja... ja wtedy, także... w tym
pociągu...
-
Byłaś tam?
-
Tak. Nic nie pamiętam. Straciłam
przytomność i ocknęłam się dopiero w szpitalu. Tam zginęła moja przyjaciółka.
Tylko ja przeżyłam z naszego przedziału. Boże! On tam był...
-
Był. I widzisz... wyniósł z tego
pociągu kilka osób, mimo złamanej ręki i urazu czaszki. Pierwszą osobą którą
wyniósł była jego żona. Cztery tygodnie po ślubie. Była martwa. Eryk nic nie
pamięta. Był w szoku.
-
Żona? Nic nie mówił. Nigdy o tym
nie wspominał.
-
O wielu sprawach nigdy nie
wspomni. Ukrył je w sobie bardzo głęboko.
-
Czy Eryka można wyleczyć?
-
On w tamtym wypadku doznał urazu
czaszki. Jego lewa półkula funkcjonuje mniej sprawnie niż u normalnego
człowieka.
-
Co to oznacza?
-
Między innymi to, że jest narażony
na depresje.
-
Ale on jest taki... kochany,
czuły...
-
To też wpływ tego urazu.
-
Jeśli on jest chory w taki
sposób... to niech taki zostanie. Ja będę się nim opiekować.
-
To niemożliwe. Wiesz jaka to
choroba? Chcesz go zobaczyć?
-
Tak. Chcę!
Kiedy Ana otwierała
drzwi spodziewałam się zobaczyć Eryka związanego kaftanem lub przywiązanego do
jakiegoś stołu. Tymczasem, siedział skulony na łóżku. Ana zaczęła coś mówić ale
nie słyszałam jej. Przepchnęłam się obok niej i uklękłam koło łóżka.
-
Eryk... Kochany... jestem...
Spojrzał na mnie
tymi swoimi oczyma. Patrzył się na mnie z tą czułością którą tak uwielbiałam.
Patrzył a z oczu popłynęły mu łzy. Płakał, płakał, płakał... .
Z notatnika Any
Prod.
„... gdybym nie
była psychologiem? Gdybym nie widziała tak wielu dziwnych spraw? Co mogłabym pomyśleć?
Czy możliwy jest taki zbieg okoliczności? Może to jednak los, Bóg, czy
jakkolwiek to nazywać daje wyraźne znaki? Może miłość to nie tylko biologia?
Ileż takich podpowiedzi należy zlekceważyć? Może my wszyscy już nie umiemy tego
zauważać? Może ja także? Niki... Eryk.. Może tamten wypadek miał ich połączyć?
Tylko coś poszło nie tak? Zawiódł jakiś szczegół? Może gdyby wtedy się spotkali
on nadal byłby zdrowy a ona nie kaleczyła by drugiej osoby? Może nie zmarnowali
by tych siedmiu lat? A może to właśnie u mnie mieli się spotkać tak naprawdę?
Może to ja jestem łącznikiem który wyjaśnia, tłumaczy? Może i do mnie
skierowane jest to przesłanie? Tylko, że ja już chyba takie znaki
zlekceważyłam. Wydawało mi się to wtedy takie wariackie, nie dojrzałe, zbyt smarkate.
Gdzie on teraz jest? Nawet nie wiem? W jakim kraju? W jakim mieście? A ja?
Gdzie jestem ja? Pusty dom, praca, praca, praca. Może Eryk to moja pokuta? Może
odkupienie? Może muszę pomóc ile sił, żeby nie pozwolić zmarnować może
ostatniej takiej miłości? Może czegoś się jeszcze nauczę?
Niki odeszła od
Ola. Pomagałam jej wytłumaczyć mu to, ale nie zrozumiał. Nawet się nie dziwie.
Eryk dochodzi do siebie. Niki bardzo mu pomaga. Ona ma tyle siły, wiary... .I
mnie się udziela jej entuzjazm. Pomaga mi to nawet z innymi pacjentami. Wyleczę
go, razem z Niki i będę patrzeć na ich miłość, wierząc, że to jednak nie
ostatnia miłość świata. Że może zdarzy się jeszcze jedna. I będę na nią
cierpliwie czekać...”
9
maj 2004r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz