piątek, 27 kwietnia 2018

OSTATNIA MIŁOSĆ

"OSTATNIA MIŁOŚĆ"



Znalazłam go. W końcu! Kobieta stojąca na przeciw mnie patrzyła się na mnie z uwagą.
-          Proszę niech pani wejdzie. – otworzyła drzwi. – to mój gabinet. Chciałabym z panią porozmawiać.
-          A czy... nie mogłabym najpierw go zobaczyć?
-          Wolałabym najpierw porozmawiać. Dobrze? Ta rozmowa jest potrzebna mnie, jemu i wydaje mi się, że także pani.
Rozmawiać? Teraz? Eryk gdzieś tu jest. Muszę go zobaczyć!
-          Niech mi pani zaufa. Musi się pani uspokoić. W takim stanie nie wywrze pani na nim najlepszego wrażenia, prawda? Proszę wejść. Zrobię herbaty i chwilę porozmawiamy. Dobrze?
Może ma rację? Trochę się zdenerwowałam. W końcu to szpital. Ale skoro ona jest taka spokojna to znaczy, że nic się nie dzieje. Nic złego. Usiadłam na miękkiej sofie. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Wszystkie te wariackie dni, nieprzespane noce, wszystko to właśnie teraz usiadło mi na karku i gięło mocno aż do ziemi.
-          Proszę herbata. Dobra. Karmelowa. Uspokoi panią trochę. Chciałam spytać skąd pani zna Eryka?- naprawdę była spokojna.  I jej głos także spokojny, opanowany.
 Zazdrościłam jej tego. Ja byłam tak roztrzęsiona. Wstydziłam się moich drżących rąk. Mocno złapałam oburącz kubek. Był gorący ale nie przeszkadzało mi to.
-          Eryka? Czy z nim wszystko dobrze?
-          Pani... jak pani na imię? Ja jestem Ana. Doktor Ana Prod.
-          Niki.
-          Będe tak mówić. Mogę Niki?
-          Tak.
-          Ty mów do mnie Ana. Tak będzie prościej. Erykowi nic nie grozi. Ale potrzebuję o nim trochę więcej wiadomości. Wydaje mi się, że możesz mi pomóc. Pomożesz mi Niki?
-          Ale jak?
-          Opowiedz mi o nim. Skąd go znasz? Jaki jest? Co tylko ci przyjdzie do głowy. Dobrze? Jeśli ci to nie przeszkadza, ponotuję trochę. Wiesz, takie skrzywienie zawodowe. Dobrze?
-          Dobrze.- zebrałam myśli.- Poznałam Eryka jakiś miesiąc temu... Zadzwoniły do mnie moje przyjaciółki i umówiłyśmy się do takiego pubu. W sumie to nie miałam ochoty wychodzić. Ledwo co Olo wyjechał...
-          Olo? –Ana nie dała mi się rozpędzić.
-          Olo to mój narzeczony. Wraca za parę dni. Mamy po jego powrocie wziąć ślub- aż
 mnie  przeraziło to co powiedziałam. Teraz takie odległe a pamiętam jaka byłam zła jak wyjeżdżał. Tylko ślub łagodził świadomość, że mam ponad miesiąc być sama. Pamiętam jak klęłam pod nosem szykując się wtedy do wyjścia.
-          Jakaś praca? - jej głos znowu mnie otrzeźwił.
-          Staż. W amerykańskiej firmie.
-          Wróćmy do tamtego wieczoru. Możesz?
-          Tak... Przygotowywałam się właśnie do wyjścia...

 Przyjechały wcześniej. Margo, Iris, Mijka. Od progu zaczęły nadawać.
-          Gotowa? Bo jedziemy! Piwko, bilard, faceci!
-          Dziewczyny! Wszelkie rozrywki ale bez facetów. Jestem zajęta.
-          Niki? A my to nie? Znalazła się wierna! Do ślubu jeszcze mnóstwo czasu. Może byśmy zrobili wcześniejszy panieński?
-          Panieński będzie! Spokojnie. No już. Możemy iść?
W samochodzie było podobnie. Faceci, faceci.... Ktoś mógłby pomyśleć, że to naprawdę rozrywkowe panienki a przecież jest zupełnie odwrotnie! Każda ma męża, rodzinę. Przyjaźnimy się od lat i tylko ja i Olo jeszcze nie zdążyliśmy. Chyba dlatego, że na niego tak długo czekałam. Ale się doczekałam! On jest taki.... wspaniały. Czuły, ciepły, mądry. Boże! Jakich słów bym nie użyła, wszystko mało! Ojej! Pewnie, że się kłócimy, ale bardzo lubimy się godzić! Olo! Mój Olo. Teraz tak daleko a ja tu sama. To znaczy z tymi wariatkami! Właśnie zaczęły mnie na siłę wywlekać z samochodu na parkingu przed „Santa”. To od zawsze była nasza ukochana knajpka. Trochę dyskoteka, trochę pub. Stolik był zarezerwowany bo inaczej... byłby kłopot. Ludzi jak zwykle o tej porze co niemiara! Dziewczyny po drugim piwku wymyśliły tańce. Pokręciłam się na parkiecie ze trzy kawałki ale potem wymknęłam się z powrotem do stolika. Ktoś przy nim siedział. Pomyślałam, że jakiś znajomy więc usiadłam na swoim miejscu. Miałam się o coś spytać ale jakoś tak spojrzałam w oczy tego gościa i mnie... sparaliżowało. Były takie głębokie, takie... jak to nazwać? Wydawało mi się, że znam te oczy, to spojrzenie. Że znam od zawsze...  Zrobiło mi się tak ciepło, wręcz sennie, czułam jak wszystko zaczyna mi ciążyć. Już prawie zamykałam oczy kiedy on złapał mnie delikatnie za rękę.
     -     Witaj!
     -     Witaj.- głos uwiązł mi w gardle. Mimo, że nie chciałam wyciągnęłam swoją dłoń z jego ręki. Jego dotyk był delikatny, ciepły. Boże! Co się ze mną dzieje?
-          Przepraszam kim jesteś?- mój głos miał być stanowczy i ostry ale wypadł raczej nie tęgo.
-          Mam na imię Eryk.
-          Kim jesteś?
-          Kim? Jestem ... przechodniem.
Patrzyłam na niego i nic nie rozumiałam. Przechodzień? Gorzej, że nie rozumiałam siebie. Powinnam już kilka razy powiedzieć facetowi, żeby się wyniósł a ja...
-          Chciałbym twój numer telefonu.-powiedział to tak spokojnie jak gdybym miała święty
obowiązek ten numer mu dać! A ja?  Zamiast zadać sto tysięcy pytań albo po prostu parsknąć gościowi w twarz napisałam mu mój numer! Ot, tak jakbym robiła to co dzień! Gość wstał , popatrzył mi jeszcze przez moment w oczy i odszedł! Nic nie powiedział. Potraktował mnie jak... sama nie wiem. Byłam ta skołowana, że nie wiedziałam czy mam się wściec czy śmiać? I czy dlatego , że mnie zostawił  czy, że zachowałam się jak głupia? Dałam numer telefonu jakiemuś zupełnie obcemu facetowi. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tego co zaszło ale nie potrafiłam się skupić. W końcu przyszły dziewczyny.  Szczebiotały coś ale nie mogłam jakoś się w tym odnaleźć. Miałam im powiedzieć o tym co zaszło ale było mi wstyd. Ja Niki, i  tak się dać omotać! A co gorsza nadal rozglądałam się po sali w nadziei, że zobaczę jeszcze te oczy. Reszta wieczoru była jakaś taka nieistotna. Nie pamiętam jej nawet za bardzo. Wróciłam do domu i położyłam się spać z dziwną żelazną kulą w brzuchu. Uwierała mnie i przewracałam się z boku na bok.
Obudziłam się w nocy. Właściwie obudził mnie on. Eryk. Stał nade mną im patrzył. A ja? Topiłam się w jego oczach. Tonęłam. Brakowało mi sił na wszystko. Nawet na oddech. I chyba brak oddechu mnie obudził. Byłam spocona, jakbym miała temperaturę. Zwlekłam się pod prysznic licząc, że gorąca woda pozwoli mi usnąć. Do rana nie zmrużyłam oka. W pracy przeczytałam maila od Ola. Pisał, że tęskni, że kocha. Pomogło mi to trochę. Odpisałam mu, że bardzo bym chciała, żeby już wrócił. Napisałam też o „Santa” ale bez słowa o... tym incydencie. Reszta dnia upłynęłaby normalnie gdyby nie telefon. Oglądałam właśnie jakieś wiadomości.  Dzwonił on. Eryk.
-          Witaj!- jego głos momentalnie spowodował, że kula w moim brzuchu zniknęła.
-          Przepraszam. Wczoraj trochę mnie pan zaskoczył i wygłupiłam się z tym telefonem.
-          Nie wygłupiłaś się. Dałaś mi go bo tak miało być.
-          Co to znaczy? Ja jestem zaręczona, za miesiąc biorę ślub. Wygłupiłam się, ale teraz proszę, żeby pan nie dzwonił.
-          Niki?
-          Proszę?
-          Chcesz się ze mną spotkać?
-          Tak.- powiedziałam to! Powiedziałam to czego nigdy nie powinnam! Bez
 zastanowienia, jakby coś wewnątrz mnie tylko czekało na to pytanie.  Miałam zacząć
wrzeszczeć w słuchawkę, że nie, że to pomyłka ale... nie mówiłam nic.
-          To dobrze Niki, dobrze. Do zobaczenia.
Usłyszałam trzask zerwanego połączenia. Siedziałam tak bez ruchu nadal wsłuchując się w szum telefonu. Nie mogłam zrozumieć tego co się ze mną działo. Jakiś obcy człowiek wydzwania do mnie a ja? Ja mówię, że chcę się z nim spotkać! Absurd! W nocy znowu mi się śnił. I znowu do pracy poszłam niewyspana. Minęło kilka dni. Kula w brzuchu nadal była obecna. Postanowiłam sobie, że jeśli nie przejdzie to po weekendzie pójdę do lekarza. W sobotę miałam jechać do swoich rodziców na jakąś małą kolacyjkę. Szykowałam się właśnie do drogi, kiedy zadzwonił telefon.
-          Witaj.- znowu on. Teraz miałam okazję, żeby pokazać gościowi kto tu rządzi!
-          Chciałam właśnie powiedzieć, że proszę do mnie nigdy więcej nie dzwonić! Dobrze? Nigdy więcej!
-          Będę czekał na ciebie za godzinę w parku koło złamanych drzew.
I rozłączył się! Ale złamane drzewa? To było moje miejsce! Jak było mi w życiu źle tam właśnie chodziłam! Tylko, że złamane drzewa były tam tylko parę dni. Wichura je kiedyś złamała ale tylko ja w myślach tak nazywałam to miejsce. Złamane drzewa! Za żadne skarby świata nie wolno mi tam iść. Zresztą jestem umówiona u rodziców! Po godzinie siedziałam na ławce w parku a do rodziców nawet zapomniałam zadzwonić. Widziałam jak szedł. Teraz dopiero mogłam mu się przyjrzeć. Przystojny? Nawet nie bardzo. Wysoki, szczupły, brunet. Przy moim Olu wyglądał raczej... nijako. Tylko, że... sama nie wiem. Im bliżej był tym moja kula w brzuchu topiła się błyskawicznie od narastającego ciepła. Wstałam z ławki i przeraziłam się! Drżały mi nogi! Usiadłam czym prędzej bojąc się, że to widoczne. Usiadł obok. Podał mi małą różę i tylko patrzył na mnie. Chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam. A raczej nie umiałam. Siedzieliśmy tak patrząc sobie w oczy i czułam jak to moje wewnętrzne gorąco zaczyna mnie przyprawiać o dreszcze. Spróbowałam jeszcze raz:
-          Ja jestem zaręczona. Biorę ślub – mój głos ledwo się ze mnie wydobywał.
-          Wiem. To nic.
-          Jak to nic? Ja tu nie powinnam, nie mogę...
-          Powinnaś. Możesz. Musisz. To nie nasz decyzja.
-          Jak to nie nasza? Ja po prostu muszę już iść.
-          Pamiętasz jak cię dotknąłem?
Samo wspomnienie przyprawiło mnie o nową falę gorąca. Miałam ochotę zedrzeć z siebie wszystkie rzeczy. Wydawało mi się, że za moment zaczną mnie parzyć.
-          To nie przypadek. Takich przypadków nie ma. Musieliśmy się tam wtedy spotkać. Byłem tam pierwszy raz. Zobaczyłem cię i wiedziałem: to ty.
-          Ja? Co ja? Co ty mówisz?
-          Wiesz czemu tak czułaś mój dotyk? Bo masz na ręku bliznę. Taką. – otworzył dłoń i
 przed moimi oczyma zobaczyłam bliznę w kształcie wygiętego księżyca. Odruchowo spojrzałam na swoją dłoń i swoją bliznę. Taką samą!
-          Teraz rozumiesz? Masz ją od dziecka, prawda?
-          Tak, skaleczyłam się nożem dziadka.
-           Urodziłaś się w grudniu, tak?
-          Tak. Siódmego.
-          Ja siedemnastego. Rozumiesz? To nie przypadek! Myślę, że gdybym szukał, znalazłbym takich podobieństw więcej.
-          A może po prostu mnie znasz? Może o mnie dużo wiesz?
-          Nic o tobie nie wiem. Strzelałem. Jeśli trafiam to znaczy, że tak ma być.
-          Ale... co? Jak mam to rozumieć? Co mam robić? O co chodzi?
-          Nic nie trzeba rozumieć. Nic nie trzeba robić. Samo się dzieje. Muszę już iść. Zadzwonię.
Zostałam sam. Chyba nigdy nie czułam się tak przerażona i samotna. Próbowałam w myślach uporządkować to wszystko ale nic nie wychodziło. Chciałam przywołać obraz Ola ale także nie mogłam! Otrzeźwił mnie telefon. Dzwonił tata zaniepokojony moją nieobecnością. Wymówiłam się złym samopoczuciem i powlokłam się do domu. W nocy Eryk znowu był. Kula też.
Zadzwonił nazajutrz wieczorem. Tyle, że do moich drzwi. Patrzyłam na niego przez wizjer i miotałam się co zrobić? Widzę faceta trzeci raz, nic o nim nie wiem i mam go wpuścić? Zanim zdążyłam cokolwiek sobie w myśli ułożyć, drzwi były otwarte. Stałam tak przed nim nie wiedząc zupełnie co robić. Eryk zamknął drzwi i patrząc mi prosto w oczy powiedział:
-          Zrób to.
Ani słowa więcej! Ale to wystarczyło. Przylgnęłam do niego całym ciałem. Czułam jego ciepło, zapach...
-          Mamy strasznie mało czasu Niki. Strasznie mało....
Nie dałam mu dokończyć. Wpiłam się w jego usta tak mocno jak tylko umiałam. Złapał mnie ręką za kark. Odchylił mi głowę i całował, całował, całował.... i kochał...
-          Odbyłaś z nim stosunek? – głos Any podziałał na mnie jak uderzenie w twarz.
-          Tak. Ale to nie stosunek. To... raj.
-          Twój narzeczony, Olo, nie zadawalał cię?
-          Ależ nie. Olo jest wspaniały! Tylko, że Eryk... Widzisz, on jest...wyjątkowy. Nie to co myślisz. To nie sex maszyna. Bynajmniej. Mówił, że dawno nie miał kobiety i ja mu wierzę. To się dało wyczuć. On jest taki...inny.-  Nikt mnie tak nie tulił, nie całował z takim uczuciem. To ja zawsze drżałam w ramionach mężczyzny, a teraz czułam ,że to on drży przy mnie! Nikt mnie tak nie czuł i ja nikogo tak nie czułam. Rozumiałam  co to znaczy „zespolenie”, „jedność”.  Omdlewałam i wracałam  szczęśliwa. Nie umiem tego nazwać. Nie umiem. I chyba nie chcę .- Zresztą nigdy w życiu sex nie był dla mnie najważniejszy. Wystarczy mi jego obecność, jego ciepło, jego spojrzenie...
-          A potem? Co było potem?
-          Potem? Spotykaliśmy się co jakiś czas. Każdy dzień bez niego to udręka, noc to pasmo sekund długich jak minuty, minut długich jak godziny, godzin długich jak całe noce. Nie miałam jego numeru, nie wiedziałam gdzie mieszka, wzięłam urlop w pracy i czekałam. Aż przyjdzie, zadzwoni. Ciągle powtarzał, że mamy mało czasu, myślałam, że chodzi mu o Ola ale tydzień temu znikł. Zaczęłam go szukać. Poruszyłam niebo i ziemię. Wyszukałam wszystkich Eryków w mieście, sprawdziłam  wszystkie szpitale i dopiero dziś, tutaj...
-          Co teraz? Olo wraca?
-          Tak. Nie wiem co teraz? Chociaż nie. Wiem. Chcę być przy Eryku. Potem, jutro, to nie istnieje. Jest dziś. Teraz. Byle z nim. Chcę być przechodniem. Tak jak on.
-            Przechodniem? Co to znaczy?
-          Nie wiem. Eryk tak zawsze odpowiadał. Że jest w życiu przechodniem. I że ma mało czasu. Że my mamy mało czasu. Czy już mogę go zobaczyć?
-          Jeszcze chwilkę. A o czym rozmawiacie? On ci opowiada o sobie?
-          Nie.
-          A ty jemu?
-          Też nie. My... właściwie nie rozmawiamy.
-          Jak to?
-          Nie rozmawiamy o życiu, problemach, przeszłości, przyszłości. Tulimy się do siebie... i już. Nic więcej nam nie potrzeba. Nie umiem tego wytłumaczyć. Możemy już do niego iść?
-          Widzisz, sprawa jest skomplikowana. Eryk jest... chory.
-          Jest w szpitalu. Rozumiem. Ale mówiłaś, że nic mu nie grozi!
-          I tak jest. Opiekujemy się nim.
-          Ale co mu jest? Przecież był zdrowy?
-          Właśnie nie był. Już od dłuższego czasu cierpi na depresję maniakalno – depresyjną. Czas o którym opowiadasz przypadał na okres maniakalny chociaż bardzo się różni od normalnych objawów a teraz Eryk znajduję się w okresie depresyjnym. Właśnie dlatego twoja opowieść tak mnie dziwi  bo to tak jak byś opowiadała o zupełnie innym pacjencie, innym człowieku.
-          Depresja? Przecież on nigdy... jak to możliwe?
-          Widzisz on parę lat temu przeżył wypadek. To była olbrzymia katastrofa pociągowa... chyba z siedem lat temu. Pewnie słyszałaś, to było głośne wydarzenie... Co ci jest? Niki? Dobrze się czujesz?
Siedem lat temu. Pierwszy rok studiów. Niedziela wieczór . Wracałam z domu do akademika. Siedziałam w przedziale z Inką moją przyjaciółką i  innymi studentami . Rozmawialiśmy o jakiś głupotach, śmialiśmy się. Pociąg zatrąbił. Potem jeszcze raz, i znowu tym razem nie przerwanie... Hamowanie rzuciło mnie na ludzi na przeciwko. Z półek zaczęły spadać bagaże. Bałam się ale nie wiedziałam co się dzieje, wszystko odbyło się tak szybko. Próbowałam złapać się czegokolwiek ale uderzenie które przyszło cisnęło mną jak piłką o ścianę. Potem uderzyłam w następną ścianę. Ostatnie co pamiętam to kłębowisko ciał, potem cisza... i szpital...  
-          Bo ja... ja wtedy, także... w tym pociągu...
-          Byłaś tam?
-          Tak. Nic nie pamiętam. Straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero w szpitalu. Tam zginęła moja przyjaciółka. Tylko ja przeżyłam z naszego przedziału. Boże! On tam był...
-          Był. I widzisz... wyniósł z tego pociągu kilka osób, mimo złamanej ręki i urazu czaszki. Pierwszą osobą którą wyniósł była jego żona. Cztery tygodnie po ślubie. Była martwa. Eryk nic nie pamięta. Był w szoku.
-          Żona? Nic nie mówił. Nigdy o tym nie wspominał.
-          O wielu sprawach nigdy nie wspomni. Ukrył je w sobie bardzo głęboko.
-          Czy Eryka można wyleczyć?
-          On w tamtym wypadku doznał urazu czaszki. Jego lewa półkula funkcjonuje mniej sprawnie niż u normalnego człowieka.
-          Co to oznacza?
-          Między innymi to, że jest narażony na depresje.
-          Ale on jest taki... kochany, czuły...
-          To też wpływ tego urazu.
-          Jeśli on jest chory w taki sposób... to niech taki zostanie. Ja będę się nim opiekować.
-          To niemożliwe. Wiesz jaka to choroba? Chcesz go zobaczyć?
-          Tak. Chcę!
Kiedy Ana otwierała drzwi spodziewałam się zobaczyć Eryka związanego kaftanem lub przywiązanego do jakiegoś stołu. Tymczasem, siedział skulony na łóżku. Ana zaczęła coś mówić ale nie słyszałam jej. Przepchnęłam się obok niej i uklękłam koło łóżka.
-          Eryk... Kochany... jestem...
Spojrzał na mnie tymi swoimi oczyma. Patrzył się na mnie z tą czułością którą tak uwielbiałam. Patrzył a z oczu popłynęły mu łzy. Płakał, płakał, płakał... .



Z notatnika Any Prod.
„... gdybym nie była psychologiem? Gdybym nie widziała tak wielu dziwnych spraw? Co mogłabym pomyśleć? Czy możliwy jest taki zbieg okoliczności? Może to jednak los, Bóg, czy jakkolwiek to nazywać daje wyraźne znaki? Może miłość to nie tylko biologia? Ileż takich podpowiedzi należy zlekceważyć? Może my wszyscy już nie umiemy tego zauważać? Może ja także? Niki... Eryk.. Może tamten wypadek miał ich połączyć? Tylko coś poszło nie tak? Zawiódł jakiś szczegół? Może gdyby wtedy się spotkali on nadal byłby zdrowy a ona nie kaleczyła by drugiej osoby? Może nie zmarnowali by tych siedmiu lat? A może to właśnie u mnie mieli się spotkać tak naprawdę? Może to ja jestem łącznikiem który wyjaśnia, tłumaczy? Może i do mnie skierowane jest to przesłanie? Tylko, że ja już chyba takie znaki zlekceważyłam. Wydawało mi się to wtedy takie wariackie, nie dojrzałe, zbyt smarkate. Gdzie on teraz jest? Nawet nie wiem? W jakim kraju? W jakim mieście? A ja? Gdzie jestem ja? Pusty dom, praca, praca, praca. Może Eryk to moja pokuta? Może odkupienie? Może muszę pomóc ile sił, żeby nie pozwolić zmarnować może ostatniej takiej miłości? Może czegoś się jeszcze nauczę? 
Niki odeszła od Ola. Pomagałam jej wytłumaczyć mu to, ale nie zrozumiał. Nawet się nie dziwie. Eryk dochodzi do siebie. Niki bardzo mu pomaga. Ona ma tyle siły, wiary... .I mnie się udziela jej entuzjazm. Pomaga mi to nawet z innymi pacjentami. Wyleczę go, razem z Niki i będę patrzeć na ich miłość, wierząc, że to jednak nie ostatnia miłość świata. Że może zdarzy się jeszcze jedna. I będę na nią cierpliwie czekać...”



                                                                                                                                                         9 maj 2004r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Howerla

 Nie śniła mi sie Howerla I nie śnił mi sie Pikuj Nie śniło mi sie brodzenie w chmurach ani rosa płaczącą na butach. Nie śniły mi sie skręco...